Nie od Milczenie Owiec (Silence of the Lambs) zamachnij się na sześć największych nagród podczas Oscarów w 1992 roku Czy kanibale mieli taki moment jak w tym roku. Kanibale to urocze czarne charaktery z horrorów, najnowsza muza Ryana Murphy’ego z gatunku true crime, a teraz to po prostu para nastolatków próbujących poradzić sobie w Ameryce Ronalda Reagana.
Ta ostatnia odrobina kanibalizmu, Luca Guadagnino’s Bones and All, może bardzo dobrze być najbardziej apetycznym z nich wszystkich. (Nie masz apetytu na kalambury z kanibalami? Ugryź mnie.) W kinach w ten piątek, filmowa adaptacja powieści YA Camille DeAngelis z 2015 roku widzi Guadagnino odchodzącego od dotychczasowych portretów ludożerców, traktującego kanibali z najwyższym współczuciem – i tak, odrobiną cycków. W Call Me By Your Name delikatne dłonie reżysera, to nie potwory, ale skomplikowani, różnorodni ludzie z dość niefortunnym przymusem.
Bones and All przedstawia nam 18-letnią Maren (Taylor Russell), której ojciec (André Holland, znakomity jak zawsze) porzuca ją, pozostawiając jedynie niewielki zwitek gotówki, jej akt urodzenia i kasetowe nagranie wyjaśniające jego decyzję. Wiecie, ta cała sprawa z kanibalem. Maren wsiada do Greyhounda i wyrusza na poszukiwanie matki, obserwując, jak za oknem rozmywają się zielone drzewa, a ona słucha, w urywkach, ojca opowiadającego jej historię.
Podczas podróży Maren spotyka kilku innych kanibali – bo jest ich, jak widać, „Nie dużo. Ale więcej niż myślisz.” Pierwszy z tej niesmacznej bandy, Sully (Mark Rylance, szybko stający się kinowym dziwakiem), jest typem postaci, przed którą rodzice ostrzegają swoje dzieci. Nosi kapelusz z wielkim piórem i mówi o sobie w trzeciej osobie. Maren jest wobec niego ostrożna, ale dołącza do niego na posiłek, bo obietnica mięsa od nieznajomego okazuje się bardziej nieodparta niż cukierki. W krótkim czasie uczy ją, jak używać nosa, by wywęszyć umierające ciało lub innych zjadaczy.
Choć Bones and All nie zatrudnia Smell-O-Vision, dzięki Bogu, dbałość Guadagnino o szczegóły jest tak mistrzowska, że przysięgniesz, że dostałeś powiew czegoś metalicznego. Począwszy od początkowego ujęcia prac plastycznych licealistów na temat lokalnego krajobrazu Virginii, Bones and All skupia się na teksturach: nierównościach na papierze, brudzie na ścianach, rdzy na ciężarówce pick-up, muchach brzęczących po posiłku. Lata 80. były bardziej namacalnym okresem, a Guadagnino w swojej zaułkowej, amerykańskiej wersji tej dekady przekracza jej szalejące klisze. Są tu oczywiście gumki do włosów i złe swetry, ale reżyser nie zwraca na nie uwagi, kładąc większy nacisk na ponadczasowe artefakty, takie jak kolekcja lalek babci czy posypka zsuwająca się z rożka do lodów. Reżyser unika też, na szczęście, patyny zadymionego wideo do ćwiczeń, którą tak wiele programów i filmów wykorzystuje jako tani skrót.
[Chalamet] slithers, swoops, and hunches, deploying his wiry frame like a slingshot.
Właściwie, gdyby nie naklejki na zderzakach Reagana i brak iPhonów, można by czasem zapomnieć, że Bones and All nie ma miejsca w 2022 r. Jeśli jest coś, co od czasu do czasu usuwa nas z drobiazgowego świata Guadagnino, to nie są to kreski melodramatu YA ani nawet upiększone plamy krwi, ale aury naszych bohaterów Gen Z. Krótko po tym, jak Maren opuszcza Sully’ego, poznaje i zakochuje się w Lee (Timothée Chalamet), seksualnie płynnym kanibalu z, jak się wydaje, kilkuletnim doświadczeniem. Maren ma źle przyciętą grzywkę, Lee farbowany czerwony mullet, a ich garderoba obfituje w falbanki i podarte dżinsy, co sprawia, że dwójka ulubieńców A24 jest bardziej współczesnymi hipsterami niż wyrzutkami z lat 80.
Co w większości przypadków jest w porządku. Chalamet, w szczególności, nie jest tu po to, by zniknąć w roli Lee; jest tu po to, by ją podnieść. Naprawdę, to rola, do której urodził się młody Nic Cage. Choć Chalamet nie ma tego poziomu elektrycznego ekscentryzmu, ma swój własny, fascynujący styl chudego chłopca – i wymaganą androgyniczność. Wślizguje się, podskakuje i chyli się, wykorzystując swoją krępą sylwetkę jak procę. Kiedy po raz pierwszy spotykamy Lee, jest on w ofensywie, stawiając czoła mężczyźnie napastującemu kobietę w supermarkecie z suchą, hamletyczną zadziornością. „Hej, wymknąłeś się spod kontroli, kolego” – mówi, jakby szukał pretekstu, by zamienić zwykłego palanta w wyjątkową kolację. Jest to jedna z kilku prosto wypowiedzianych kwestii, które wywołają śmiech; najlepsza jednak pojawia się później, kiedy opisuje czas, kiedy „zjadłem go prosto w dupę”
Ale jak wiele campy zabawy jak Chalamet i co. mają, film nigdy nie traci z oczu brutalnych realiów kanibalizmu. Guadagnino podkreśla człowieczeństwo każdej ofiary, często zabierając nas do wnętrza ich domów, aby ujawnić osobiste rzeczy i zdjęcia, nawiązując do obecności rodzin i wewnętrznego życia. Ból, jaki Maren i Lee mogą zadać, jest na tyle wyraźny, że Maren nie może od niego uciec, niezależnie od tego, jak daleko para jedzie. Gdyby tylko chcieli zerżnąć brzoskwinie, prawda?
Wojna Maren z jej własnymi cielesnymi popędami jest głównym źródłem napięcia w filmie – i to takiego, które jest intrygujące dramatycznie, choć potencjalnie drażliwe metaforycznie. (Pomimo czasu i miejsca, w którym rozgrywa się akcja filmu, Guadagnino zaprzeczył , że Bones and All to alegorią AIDS). Trudno jednak nie dać Guadagnino plusa, biorąc pod uwagę empatię, jaką obdarza każdą z postaci. Nawet Sully, w innych rękach czysty punchline, jest nękany samotnością i pękający z udręki.
Ostatecznie kanibalizm tego wszystkiego grozi skonsumowaniem Bones and All, czyli, w swej istocie pięknym filmem drogi. Guadagnino może być obcokrajowcem na amerykańskiej ziemi, ale on (z pomocą operatora Arseni Khachaturana) ma szczególny talent do znajdowania i fotografowania narodu tętniących życiem dróg, malowniczych widoków i kolorowych rozrywek. Większość podróży odbywa się w ciągu jednego lata, a makabryczne uczty zestawione są z idealnie błękitno-różowymi zachodami słońca i wysokimi, zielonymi kukurydzami. Wszystko, co nie umiera, jest w pełni żywe i tętniące życiem. W czasach, gdy wiele filmów ze względów bezpieczeństwa zabunkrowało się w zamkniętych lokacjach, rozległe przestrzenie Bones and All to powiew świeżego powietrza. O ile, nie, film nie pozostawił mnie głodnym (przysięgam!), to wzbudził we mnie inną tęsknotę: za wyjściem na zewnątrz i jazdą.
Max Cea
Max Cea jest pisarzem mieszkającym na Brooklynie. Jego prace pojawiały się między innymi w GQ, Vulture i Billboard.
Ta zawartość jest importowana z OpenWeb. Możesz być w stanie znaleźć tę samą treść w innym formacie, lub możesz być w stanie znaleźć więcej informacji, na ich stronie internetowej.