Show Biznes

Podzielona dusza Kendricka Lamara

Najnowszy album Kendricka Lamara, Mr. Morale and the Big Steppers, oddaje dusze czarnych ludzi w tych Stanach Zjednoczonych, które jeszcze nie powstały. Ze śmiałą, rozdzierającą wnętrzności poetyckością Lamar dociera do sedna klasyki z 1903 roku Dusze czarnego ludu, w której historyk-aktywista W.E.B. DuBois opisuje koncepcję podwójnej świadomości jako „osobliwe doznanie (…) poczucie, że zawsze patrzy się na siebie oczami innych, że mierzy się swoją duszę taśmą świata, który przygląda się temu z rozbawioną pogardą i politowaniem. Człowiek czuje się [a] podwójnie – Amerykaninem, Murzynem, dwiema duszami, dwiema myślami, dwoma nie pogodzonymi dążeniami, dwoma walczącymi ideałami w jednym ciemnym ciele”

Podwójna świadomość opisuje wielowiekowe zmagania milionów Afroamerykanów, którzy przeszli drogę od niewolnictwa do segregacji rasowej. Ujęty w ramy nadziei i zmian, jakie przyniosła z jednej strony dwuletnia prezydentura Baracka Obamy, a z drugiej wzrost protestów #BlackLivesMatter, znany autor Ta-Nehisi Coates ujmuje ten rozpaczliwy dylemat w ten sposób: „Jak mam żyć wolny w tym czarnym ciele?” Jakby kanalizując te pytania w delikatny muzyczny i metafizyczny melanż, Kendrick Lamar wyłania się z pięcioletniej nieobecności z głęboko kontemplacyjnym i niesłabnąco introspektywnym nowym albumem.

W swoim debiucie z 2012 roku, good kid, m.A.A.d city, Lamar stał się głosem i punktem widzenia pokolenia czarnoskórych millenialsów, urodzonych i wychowanych ponad trzydzieści lat temu w cieniu gangsta rapu, który pojawił się na światowej scenie. Dziś jednak Lamar nie jest już dwudziestokilkuletnim nowicjuszem w świecie hip-hopu. Obecnie, po trzydziestce, ma narzeczoną i dwójkę małych dzieci, a jednocześnie jest uznaną przez krytyków i odnoszącą sukcesy komercyjne globalną supergwiazdą, ikoną muzyki, przedsiębiorcą, a także zdobywcą nagrody Grammy i nagrody Pulitzera.

Ostatni album Lamara Mr. Morale and the Big Steppers, będący jego ostatnią płytą wydaną dla długoletniej wytwórni Top Dawg Entertainment, zmaga się z dwoma połówkami podwójnego albumu, podzielonymi równo pomiędzy „The Big Steppers” (moralne zepsucie kultury) i „Mr. Morale” (moralna czystość sumienia). Podobnie jak niezliczeni prorocy, filozofowie i kaznodzieje przed nim, Lamar zmusza nas do zastanowienia się, jak możemy w ogóle aspirować do bycia najlepszymi wersjami samych siebie w społeczeństwie, które nagradza wiele z naszych najgorszych impulsów. Na osiemnastu utworach Mr. Morale, trwających 73 minuty, Lamar w piękny i błyskotliwy sposób koncentruje się na pytaniu, jak można mieć nadzieję na prowadzenie prawego życia w niewiarygodnie złym świecie. Z brutalną szczerością, absolutną przejrzystością i bezlitosną bezbronnością Lamar nie tylko daje świadectwo otaczającej go niegodziwości, ale także ujawnia liczne blizny, jakie ta niegodziwość pozostawiła na jego zranionej duszy. Jednak w miarę rozwoju albumu słuchacz jest nieustannie zmuszany do zmagania się z tym, jak wiele z jego ran – i, szczerze mówiąc, naszych własnych – zostało zadanych przez samego siebie.

Kiedy zastanawiamy się nad tym najnowszym dodatkiem do dyskografii Lamara, trudno uwierzyć, że minęła zaledwie dekada od wydania good kid, m.A.A.d city. W całej swojej dotychczasowej karierze Lamar skupiał się na wnikliwym komentowaniu skumulowanego wpływu niemoralnych poglądów i czynów niedozwolonych rozpowszechnionych w amerykańskim społeczeństwie i kulturze, często zmagając się z dwoistością dobra i zła, która dręczy nas wszystkich. Przedstawiając wstrząsający, aczkolwiek filmowy portret śmiercionośnej przemocy gangów, toksycznej męskości, bólu dorastania, negatywnej presji rówieśników, rozpustnego seksu, nadużywania narkotyków, szerzącej się przestępczości i źle ulokowanego gniewu, Lamar wykorzystał autobiograficzny charakter swojego przełomowego albumu, aby zilustrować swoją własną desperacką podróż od lekkomyślnego grzesznika do odkupionego świętego, pod koniec albumu dosłownie stawiając czoła okolicznościom zagrażającym życiu i śmierci.

denver, co   september 14  kendrick lamar performs on the rock stage during day 1 of grandoozy on september 14, 2018 in denver, colorado  photo by jeff kravitzfilmmagic
Kendrick Lamar występuje na Rock Stage (2018)

Jeff KravitzGetty Images

W swoim albumie z 2015 roku, To Pimp A Butterfly, Lamar zmierzył się z poczuciem winy za przetrwanie, które go prześladowało i dręczyło, ponieważ był wystawiony na wszechogarniające pokusy i przywileje związane ze swoim nowo odkrytym światowym sukcesem, a jednocześnie radził sobie z wszechobecnym strachem i stresem związanym z tym, jak szybko sława i fortuna mogą zostać odebrane przez okrutny los. W 2016 r. ukazał się album untitled unmastered, prawdziwy „odds and ends”, zbiór szkiców piosenek i strumienia świadomych rymów, który tak naprawdę ukazuje zarówno frustrację, jak i owoce twórczego geniuszu Czarnego, jeśli naprawdę pozostawi się go samemu sobie, bez nieznośnego ciężaru krytyki i komercyjnego sukcesu. Pojawienie się jego albumu z 2017 roku, DAMN, ujawniło, jak światopogląd Lamara próbował pogodzić, ku jego przerażeniu, sprzeczność bycia w pełni i swobodnie uwielbianym przez krytyków i komercję Czarnym człowiekiem w środku kruchej i wadliwej amerykańskiej demokracji, która uczyniła Donalda Trumpa przywódcą wolnego świata. Nawet praca Lamara przy tworzeniu ścieżki dźwiękowej do filmu Czarna Pantera z 2018 roku polegała na zestawieniu dynamicznego napięcia między superbohaterskim królem T’Challą a niedoszłym zdobywcą świata Killmongerem. Lamar przyznał jednak, że centralnym elementem każdego z tych projektów jest fakt, że jego największym niedokończonym dziełem w toku jest on sam.

„Mr. Morale” to próba przetworzenia przez Lamara traumy i przemian ostatnich kilku lat.

Bez cienia wątpliwości, Mr. Morale jest zdecydowanie „pandemicznym” albumem Lamara i jest całkiem jasne, że walczył on o przetrwanie, czy to w zdrowiu, czy w chorobie. Podobnie jak wielu z nas, Lamar musiał zmierzyć się z ogromnym poziomem paniki, żalu, przerażenia i śmierci z powodu rażącego nieumiejętnego zarządzania najwcześniejszą fazą pandemii przez administrację Trumpa. Pandemia ta była jednak syndemem, ponieważ miała dodatkowy wymiar „rasy jako istniejącego wcześniej stanu” w Ameryce, jak słusznie zauważyła dziennikarka Soraya Nadia McDonald. Teraz, gdy minęły już ponad dwa lata od pandemii COVID-19, ze wszystkimi jej wzlotami i upadkami, ważne jest, abyśmy nie tylko przetrwali, ale także zastanowili się, co to znaczy naprawdę żyć. Przetrwanie w tej erze jako czarnoskóry mężczyzna jest jak przejście przez pięć etapów żałoby Elisabeth Kübler-Ross – zaprzeczenie, gniew, negocjacje, depresja i akceptacja. Lamar modeluje, jak to jest być chodzącym trupem – śmiertelnie chorym, ale godzącym się z procesem umierania. W podobny sposób Lamar wciela w życie swoje doświadczenia związane z pandemią, starając się nadać sens całemu stresowi, traumie, bólowi, stracie i żalowi. Nowatorski koronawirus pochłonął już ponad milion istnień ludzkich w Stanach Zjednoczonych i wiele milionów dusz na całym świecie, co przypomina Winstonowi Churchillowi: „To nie koniec. Nie jest to nawet początek końca. Ale jest to, być może, koniec początku” Jako jeden z najzdolniejszych i najsławniejszych artystów hip-hopowych swojego pokolenia, „Mr. Morale” jest próbą Lamara przetworzenia traumy i przemian ostatnich kilku lat w czasie rzeczywistym i na prawdziwych warunkach, poprzez realizację tego, co czarny teolog i mistyk Howard Thurman nazwał kiedyś „podróżą wewnętrzną”, aby dotrzeć do najbardziej serdecznych aspiracji i najgłębszych tęsknot ludzkiego ducha w świecie, który wydaje się być piekielnie zdeterminowany, aby zgnieść iskrę człowieczeństwa w każdym z nas.

Wszystkie albumy Lamara dla głównych wytwórni zawsze wyróżniały się najwyższej klasy paletą dźwięków i ogólną produkcją, Mr. Morale and the Big Steppers jest klasą samą w sobie. Kiedy ten album powstawał i był w najlepszym wypadku spekulacyjną plotką, wielu ludzi zastanawiało się, czy będzie to „rockowy” (aka gitarowy) album Kendricka, taki jak projekty takich raperów jak Lil’ Wayne, Playboy Karti, Young Thug, Juice WRLD i 24kGoldn, żeby wymienić tylko kilku. Wręcz przeciwnie, zaryzykowałbym i nazwałbym ten album „soulowym” Kendrickiem.

Na Mr. Morale, słyszymy echa i intonacje brzmienia, struktury i tematyki gigantów soulu z wczesnych lat 70-tych, takich jak Curtis Mayfield, Sly Stone, Stevie Wonder, Donny Hathaway, the Stylistics, a przede wszystkim Marvin Gaye (wszystkich wątpiących zachęcam do sprawdzenia, jak K-Dot przerzuca i freakuje pyszny sampel klasyka Gaye’a „I Want You” na singlu „The Heart Part 5.”). Do tej pory, choć Lamar ma na swoim koncie świetne single (na przykład „u”, „Alright” czy „Humble”) i fenomenalne wersy w utworach innych artystów (każdy, kto w to wątpi, musi po prostu przypomnieć sobie takty Lamara w „Control” Big Seana, „No More Parties in LA” Ye’a czy „Family Times” Baby Keema, by usłyszeć prawdę), to właśnie w formacie albumowym jego geniusz świeci najjaśniej. Należy on do nielicznego grona muzyków naszej ery – myśląc między innymi o Ye, Beyoncé, Tylerze the Creatorze, Janelle Monae, Childishu Gambino, Franku Oceanie i Pusha T – których twórczość nie tylko zasługuje, ale wręcz wymaga uważnego słuchania i konceptualnego pasma, które my, stare głowy, nazywaliśmy kiedyś LP. Co więcej, w świecie wypełnionym monotonnym i groźnym dronem mumble rapu, Lamar nieustannie stawia słuchaczom wyzwanie, by przetrawili jego melodyjną i wielowarstwową lirykę w rytm orkiestrowych kompozycji smyczkowych, a nie zwykłych trapowych bębnów. Jeśli pomyśleć o obecnym krajobrazie muzyki pop jako o wyścigu pieszym, to większość artystów z jego pokolenia ledwo trenuje do sprintu w sztafecie cztery na cztery, podczas gdy Lamar jest ultramaratończykiem.

indio, ca   april 13  rapper kendrick lamar performs as a special guest on the coachella stage during week 1, day 1 of the coachella valley music and arts festival on april 13, 2018 in indio, california  photo by scott dudelsongetty images for coachella
Kendrick Lamar występuje jako gość specjalny na festiwalu Coachella (2018)

Scott DudelsonGetty Images

Lamar zmaga się nie tylko z pandemią, ale i z wywołanym przez nią pandemonium. Pandemonium, pojęcie wprowadzone przez Johna Miltona w jego klasycznym Raju utraconym , to prawdziwa stolica Piekła – tego odrażającego królestwa opanowanego przez „wszystkie demony” I to właśnie tutaj, jak mówi Milton, „umysł jest swoim własnym miejscem i sam w sobie / Może stworzyć Niebo z Piekła, Piekło z Nieba” Podobnie, gdy Lamar uwalnia swoją proroczą wyobraźnię na obecnym amerykańskim krajobrazie, jest świadkiem tego, jak istotę naszej obecnej rzeczywistości napędzają strach, gniew, niepokój, nienawiść, chaos i oszustwo w sposób, który jest niczym innym jak demoniczny. Wieloletni fani i słuchacze muzyki Lamara dobrze wiedzą, że nigdy nie był on nieśmiały czy dwuznaczny w nazywaniu społecznych bolączek. Ten album wykonuje tę pracę na sterydach. Jeśli mamy zamiar zachować go w całości (a w tym momencie, dlaczego nie?), Lamar jest bardziej niż piekielnie zdeterminowany, by mówić prawdę, by zawstydzić diabła, wyzywając całą armię demonów wyrządzających nadmierną krzywdę współczesnemu życiu, takich jak kultura anulowania, teorie spiskowe antyszczepionkowców, toksyczna męskość, ojcostwo, niewierność, tandetny materializm, #MeToo, hipokryzja religijna, choroby psychiczne, kult celebrytów, seksualność queer, międzyrasowe pożądanie seksualne, wielopokoleniowa trauma, napaść seksualna i dysfunkcyjne związki miłosne Czarnych, by wymienić tylko kilka celów jego ostrej jak brzytwa analizy i zapalczywej gry słów.

Chociaż ten album powinien być opatrzony większą liczbą ostrzeżeń niż wystawa broni na głębokim Południu, Lamar siłą swojego artyzmu przeprowadza słuchaczy przez proces uzdrawiania. Podejście Lamara do swoich albumów jest zazwyczaj następujące: określenie etapu życia i kryzysu, w którym Lamar się znajduje: kryzys; dostrzeżenie kryzysu pośród nas; konfrontacja z problemem; doświadczenie pewnego rodzaju katharsis; wreszcie osiągnięcie pewnego rodzaju zamknięcia jako „coming up” (w pozytywnym znaczeniu) lub „comeuppance” (w bardziej neutralnym lub nawet negatywnym znaczeniu) w zależności od tego, jak szanse wypadną na jego korzyść lub nie.

Lamar rzeczywiście przeprowadza swoich słuchaczy przez proces uzdrawiania dzięki sile swojego artyzmu.

Mimo że Mr. Morale ma imponującą listę 18 utworów, jest tu kilka piosenek, które naprawdę się wyróżniają. Rozpoczynający album utwór „United in Grief” to nie tylko stwierdzenie, to cały nastrój. Kiedy Lamar mówi „I grief different”, wiadomo, że mówi to na podstawie osobistego doświadczenia, kiedy to wszystkie jego zgromadzone bogactwa i zgromadzony dobytek nie są w stanie wypełnić dziury wielkości Boga w jego duszy.

Ale dla kogoś takiego jak Lamar, który poświęcił sporą część swojej twórczości muzycznej na opisywanie chaotycznych aktów przemocy i sytuacji, które tak żywo ściskają za serce, zaskakujące jest odkrycie, że najstraszniejszą rzeczą na świecie dla Lamara jest miłość. Na przykład, słuchając porywającej przejażdżki kolejką górską w utworze „We Cry Together”, w którym występuje aktorka Taylour Paige (znana z Zola), nie czuje się jak w piosence, a bardziej jak podsłuchiwanie wyciekłego nagrania audio najbardziej bezkompromisowej kłótni kochanków, od zerwania do pogodzenia się, z najbardziej brutalnego, odjechanego odcinka Real Housewives.

Tymczasem w „Auntie Diaries” Lamar oferuje nietypowo surowy, wojowniczy i szokujący komentarz na temat homofobii i transfobii w czarnej społeczności, przedstawiony poprzez jego rodzinną miłość do transgenderowego członka rodziny, cioci Mary Ann. Kiedy Lamar nie zgadzał się z tym, co kaznodzieja i inni uczestnicy kościoła mówili o jego cioci, postanowił zwrócić się do kaznodziei, mówiąc: „Panie kaznodziejo, czy powinniśmy kochać twojego bliźniego? / Prawa ziemi czy serca, co jest ważniejsze?” Wiedział, że jego ukochana transseksualna krewna nie powinna cierpieć z powodu obłudnej nietolerancji i krzywdzących nadużyć ze strony Czarnych Chrześcijan, dlatego wiedział, że musi stanąć w jej obronie w „dniu, w którym wybrałem człowieczeństwo ponad religię”.

Ta treść została zaimportowana z serwisu YouTube. Być może będziesz mógł znaleźć te same treści w innym formacie lub uzyskać więcej informacji na ich stronie internetowej.

Inny znakomity utwór na płycie, „Father Time”, daje przynajmniej pewien wgląd w to, dlaczego nawet jego problemy z zaufaniem wydają się wynikać z jego własnych kłopotliwych relacji z ojcem. Kiedy jednak pada zdanie: „When Kanye got back with Drake, I was slightly confused / Guess I’m not mature as I think, got some healin’ to do”, niezwykłe jest uznanie, że ci trzej ikoniczni artyści hip-hopowi naszej ery – świadomy siebie Drake, zapatrzony w siebie Ye i świadomy siebie Kendrick – z trudem zmagają się z własnymi głęboko zakorzenionymi problemami z ojcem, nawet jeśli sami są teraz ojcami, ale Lamar jest najodważniejszym z nich, który się do tego przyznaje. Kilka sekund później, w tym samym utworze, Lamar wygłasza prawdopodobnie jeden z najbardziej druzgocących tekstów na płycie, kiedy deklaruje „My niggas ain’t got no daddy, grow up overcompensatin’/ Learn shit ’boutin’ a man and disguise it as bein’ gangsta.” Kiedy piosenka kończy się jego słowami „dajmy kobietom spokój, dorośli mężczyźni z problemami z tatusiem”, mógłbym przysiąc, że usłyszałem, jak zlepek czarnych kobiet z całego kraju wypowiada jednogłośnie głębokie, serdeczne „Amen”.

„Jak mam żyć wolny w tym czarnym ciele?”

Pod koniec przedostatniego utworu na płycie, „Mother I Sober”, w którym pojawia się niezwykle przejmujący wokal Beth Gibbons z Portishead, Lamar deklaruje „To jest transformacja” W piosence Lamar ujawnia swoją nieustanną walkę o zachowanie trzeźwości poprzez terapię i autorefleksję, a jednocześnie zdradza szczegóły wykorzystywania i pogwałcenia seksualnego przez swoją matkę, palące zagrożenie przemocą domową dotykające zbyt wiele czarnych rodzin oraz własną niewierność, która niemal zniszczyła jego związek z partnerką i ich dziećmi. Poetka i feministka Audre Lorde powiedziała nam wiele lat temu, że „nie ma czegoś takiego jak walka o jedną sprawę, ponieważ nie prowadzimy życia opartego na jednej sprawie”

W tym utworze Lamar wyrzuca brudy i mroczne sekrety na temat siebie i swojej rodziny, ale także sięga do ogromnych zbiorników niewypowiedzianych udręk, nierozwiązanych traum i nieokiełznanej wściekłości, które wciąż nękają dobrostan psychiczny i duchową pełnię niezliczonych Czarnych Amerykanów. Ale nawet gdy głosy Gibbonsa i Lamara znikają z utworu, niespodziewanie pojawiają się dwa nowe głosy, należące do wieloletniej partnerki Lamara, Whitney Alford, i ich córki. Alford mówi: „Przełamałeś pokoleniową klątwę”, a następnie ich córka dziękuje obojgu rodzicom oraz swojemu młodszemu bratu.

Ta treść została zaimportowana z serwisu YouTube. Być może będziesz mógł znaleźć tę samą treść w innym formacie lub uzyskać więcej informacji na ich stronie internetowej.

W tej krótkiej, ale potężnej nucie łaski Lamar udowadnia, że jedyną szansą na wyrwanie się z bolesnych i patologicznych cykli przeszłości, które odgradzają nas od nadziei, uzdrowienia i pełni, jest przebicie się przez mętną mgiełkę nienawiści i krzywdy. W ostatnim utworze albumu, „Mirror”, Lamar prosi o łaskę i miłosierdzie, mówiąc: „Sorry I didn’t save the world, my friend / I was too busy buildin’ mine again” Choć doskonale zdaje sobie sprawę ze wszystkich problemów współczesnego świata, nie boi się ani nie wstydzi stawiać na pierwszym miejscu odpowiedzialności i intymności w relacjach z bliskimi, a ostatecznie z samym sobą. W nieustannej walce Kendricka Lamara o swoją uświęconą duszę, najprawdziwszym zwycięstwem jest życie wolne od żalu i pretensji, a to jest znaczący rytuał, w którym wszyscy możemy uczestniczyć.

Ta zawartość jest tworzona i utrzymywana przez osobę trzecią, a następnie importowana na tę stronę, aby ułatwić użytkownikom podawanie adresów e-mail. Więcej informacji na temat tej i podobnej zawartości można znaleźć na stronie piano.io

Related Articles

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button