Show Biznes

Seks, miłość i sztuka na przedmieściach

Każdy produkt został starannie wyselekcjonowany przez redaktora Esquire. Za te linki możemy otrzymać prowizję.

To dziwna rzecz, mieszkać w życiu, którego nigdy byśmy sobie nie wymarzyli.

Tej wiosny kończę 44 lata. Przez ostatnie dziewięć lat mieszkałam w małym mieście we wschodniej części stanu Iowa; prawie tak samo długo byłam w związku z mężczyzną, którego poznałam wkrótce po przeprowadzce. Sześć lat temu zamieszkaliśmy razem, a trzy lata temu kupiliśmy mały holenderski domek kolonialny. Pod wieloma względami nasze życie jest typowe dla pewnego rodzaju środkowo-zachodniej Ameryki. W ładne wieczory siadamy na podwórku i witamy się z sąsiadami; jesienią grabimy liście. Rok temu adoptowaliśmy dwa koty. Jest to życie, którego nie wyobrażał sobie nikt, kogo znałem z przedinternetowego, przedmałżeńskiego, równościowego Południa, w którym dorastałem, w szczytowym okresie wczesnego kryzysu AIDS. Kiedy dostałem stypendium do szkoły muzycznej, sztuka otworzyła mi drogę ucieczki od tego świata i aż do połowy lat trzydziestych moje życie kształtował jeden z modeli życia artystycznego, na jakie pozwala Ameryka: Przeprowadzałem się co kilka lat, zbierałem dyplomy, a potem zajmowałem się nauczaniem. Wschodnia Iowa była tylko kolejnym przystankiem na trasie, która prowadziła mnie nie wiadomo dokąd. Myślałem, że zawsze będę w ruchu, że zawsze będę w drodze gdzieś indziej. Uwielbiałam to, nie tylko dlatego, że tak właśnie powinno wyglądać życie artysty: zawsze niespokojne, pełne możliwości, wolne od zobowiązań wynikających z zakorzenienia.

Przemijanie było również centralnym elementem mojego życia erotycznego, i to również uwielbiałem. Kiedy byłem nastolatkiem, po raz pierwszy zetknąłem się ze społecznością queer w łazienkach i parkach, odkrywając niezwykłą praktykę, jaką jest gejowski cruising męski. Czasami cruising jest postrzegany jedynie jako reakcja na opresję – biednych odmieńców w miejscach takich jak to, w którym dorastałem, którzy nie mają innego wyjścia niż ukradkowy seks z nieznajomymi. Ale dla mnie cruising nie był niedostatkiem; był niezwykłym otwarciem na świat. Mężczyźni, których spotykałam, nie byli obcymi; byli współobywatelami tajemniczego narodu. Zerówki stawały się przyjaciółmi. Był taki odcinek drogi w parku Cherokee w Louisville, który opanowaliśmy w letnie noce, siedząc na maskach naszych samochodów, śpiewając razem z Madonną i Whitney Houston, będąc absolutnymi królowymi. Wszystko w moim życiu do tej pory nauczyło mnie, że odmieńczość jest powodem do wstydu; w parku mogłam doświadczyć jej jako radości.

d

Guy Aroch

Ten artykuł ukazał się w numerze KWIECIEŃ/MAJ 2022 magazynu Esquire
subscribe

I cruising był praktyką, którą mogłem zabrać ze sobą. Wszędzie, gdzie mieszkałem, korzystałem z rejsów, w sieci i poza nią. Promiskuityzm to doskonały sposób na poznawanie nowych miejsc, spotykanie ludzi i nawiązywanie natychmiastowej intymności. Osoby heteroseksualne zawsze lekceważyły mnie, gdy próbowałem mówić o satysfakcji seksualnej, społecznej i emocjonalnej, jaką czerpałem z promiskuityzmu, ale byłem przerażony, gdy podczas kampanii na rzecz równości małżeńskiej zobaczyłem, że osoby queer również to lekceważą, zachowując się tak, jakby jeden model życia – dwoje ludzi w długoterminowym, monogamicznym związku – był jedynym wartościowym modelem.

W moich dwóch pierwszych książkach chciałam pisać o często pomijanych formach erotyzmu – o skrusze, rozwiązłości, kink. Moim celem nie było romantyzowanie ich, ale pokazanie ich jako ludzkich, złożonych – dopuszczających czułość i brutalność, godność i upokorzenie. Wszystko to dotyczy również małżeństwa.


Swoją pierwszą powieść opublikowałem tuż przed tym, jak wraz z moją partnerką zamieszkaliśmy razem. Oznaczało to, że rozmawiałem o rejsie w momencie, gdy zaczynałem się oswajać z nowym dla mnie rodzajem stabilizacji i emocjonalnej wyłączności, do której nie byłem do końca przekonany, czy się nadaję. Oprócz zwykłych tarć i dostosowań związanych z nową domowością, odczuwałam niepokój, czy bardziej ustabilizowane życie da się pogodzić z ryzykiem i przygodą, które od dawna uważałam za niezbędne do tworzenia sztuki. Pamiętam pewien wieczór w Bostonie w 2016 roku, kiedy podczas kolacji po odczycie rozmawiałem z grupą przyjaciół o moim partnerze, a pewna kobieta, którą właśnie poznałem, zapytała mnie – w moim odczuciu oskarżycielsko – czy nie jest hipokryzją pisanie książek o rejsach, będąc w monogamicznym związku.

Monogamous?” Odparłem, zbierając w sobie całą moją urażoną pedalskość. „Ale my nie jesteśmy heteroseksualni!” Obóz to przydatny odruch, kiedy obcy ludzie spotkani podczas podróży książkowej zbyt wiele zakładają. Oczywiście, wiele osób queer jest przywiązanych do monogamii i choć mogę krytykować to, jak ruch na rzecz równouprawnienia małżeńskiego przedstawił odkażony, spłaszczony obraz życia osób queer, nigdy nie byłam przeciwna idei małżeństwa monogamicznego ani walce o jego przywileje i obowiązki dla osób queer. To piękny model życia. Oczywiście osoby queer mają do niego prawo. Ale monogamia nie jest jedynym pięknym modelem życia i nie jest też jedynym modelem małżeństwa, czy też tego rodzaju małżeństwa, które mam z moim partnerem. Czasami, zwłaszcza wśród młodszych odmieńców, można znaleźć obawę, że zalegalizowane małżeństwo pozbawia życie odmieńców radykalnego potencjału. „Homonormatywność” to hasło przewodnie, okrzyk przeciwko asymilacji i homogenizacji.

d

Jednak kiedy zastanawiam się nad małżeństwami osób queer, które znam, wydaje mi się prawdopodobne, że osoby queer zmieniły małżeństwo w takim samym stopniu, w jakim ono zmieniło nas. Dla wielu z nich, podobnie jak dla mnie, honorowanie trwałego i wyjątkowego zobowiązania wobec drugiej osoby jest całkowicie zgodne z ciągłym zaangażowaniem w queerową społeczność seksualną. Nie dokonałem wyboru między trwałym związkiem partnerskim a podróżowaniem; podróżowanie jest nadal głównym sposobem, w jaki poruszam się po świecie, ratunkiem w karierze, która wymaga podróżowania. Wciąż często znajduję się w nowych miastach, a podczas intensywnej samotności w trakcie trasy po książkę czuję wdzięczność za możliwości, jakie cruising daje w zakresie intymnego związku.

Być może największą rzeczą, która zmieniła się u mnie po czterdziestce, jest nowa niecierpliwość wobec abstrakcji takich jak „radykalny” i „normatywny”, które były dla mnie romantyczne w młodości, ale teraz wydają mi się zupełnie nieadekwatne. „Wypełniamy istniejące wcześniej formy”, pisze wielki poeta queer Frank Bidart, „a kiedy je wypełniamy, zmieniamy je i jesteśmy zmieniani” Model małżeństwa jest taką formą: Może kształtować nasze życie w znaczący, przemieniający sposób – a także jest czymś, co możemy wymyślić na nowo i przekształcić.


Idealnie byłoby, gdyby życie, które próbuję stworzyć, zapewniało stabilność i zakorzenienie, a jednocześnie pozostawiało miejsce na przygodę. Ale tak naprawdę te pojęcia – stabilność, przygoda– są zbyt nudne jak na rzeczywistość. Okazuje się, że długotrwałe związki są przygodą samą w sobie. Po prawie dziewięciu latach mój partner nie przestaje mnie zaskakiwać. Na przykład te koty, o których wspomniałem: Mój partner nigdy wcześniej nie mieszkał ze zwierzętami, a ponieważ pochodzi z południa Hiszpanii, był sceptycznie nastawiony do zwierząt w domu. Nie ma takiej przyjemności, jak widzieć go, jak wraca do domu po całym dniu pracy, woła: „¡Qué cosita!” i pada na podłogę, by bawić się z naszym pomarańczowym kotkiem. Dorosła godność znika, a ja widzę prosto jego dzieciństwo. Jakże dziwne, że coś tak mało znaczącego może wydawać się tak głębokie, że jest okazją do pogłębienia miłości.

Jedną z największych niespodzianek ostatnich lat było dla mnie odkrycie nowego, niedramatycznego szczęścia. Zasadniczo wierzę w temperament, w to, że nasze emocjonalne termostaty są ustawione na wczesnym etapie życia, i że pomimo przejściowych szczytów i dolin są one mniej więcej stałe. Ale życie z moim partnerem, w którym pierwszym i ostatnim aktem każdego dnia jest nawykowe wyznanie miłości – przytulenie, pieszczota – spowodowało niewielką, ale trwałą zmianę pogody, ocieplenie powietrza o stopień lub dwa. Jednym z wielu głupich pomysłów, jakie miałem jako młody człowiek, było to, że takie zakorzenione życie, jakie prowadzę teraz, będzie życiem banalnym, zamkniętym na pasje artystyczne. W rzeczywistości jednak ta drobna zmiana w szczęściu jest głęboka i zmieniła moje poczucie tego, co stanowi bezpieczeństwo i ryzyko, samozadowolenie i przygodę, banalność i blask. Czasami mówię, że sztuka jest nam potrzebna, ponieważ istnieją tajemnice tak głębokie, że pokonują wszystkie inne narzędzia myślenia. Nowe, pozornie niebanalne, niewyobrażalne życie, które w jakiś sposób jest moje, wydaje mi się miejscem, w którym mieszka literatura. Wyzwaniem, przed którym teraz stoję, jest napisanie czegoś adekwatnego do niego.

Ta zawartość jest tworzona i utrzymywana przez osobę trzecią, a następnie importowana na tę stronę, aby ułatwić użytkownikom podawanie adresów e-mail. Więcej informacji na temat tej i podobnej zawartości można znaleźć na stronie piano.io

Related Articles

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button